Kiedy nie masz miłości, możesz jej cierpliwie szukać. Czasem bezskutecznie. Możesz też ją wymyślić...
„Marieke naga” to opowieść o okrutnie skrzywdzonych ludziach, którzy starają się nie stracić nadziei na to, że pewnego dnia uda im się odnaleźć prawdziwe uczucie. On jest mężczyzną w średnim wieku, niepotrafiącym zbudować wartościowego związku, szukającym mocnych erotycznych doznań. Ona przeszła piekło Auschwitz, gdzie była ofiarą bestialskich eksperymentów medycznych. Opowieść o ich przyjaźni daleka jest jednak od oczywistości. Wspomnienia przeplatają się z teraźniejszością, a jawa ze światem onirycznych fantazji. To powieść zmysłowa, czasem drastyczna i okrutna, czasem wzruszająca i pełna ciepła, która wciąga czytelnika w wir splątanych uczuć i emocji, z którego nie sposób się uwolnić.
Do dziś wspominam to jak coś nierealnego. Pochodziłam z rodziny otwartej na świat, ale jednak przywiązanej do naszej tradycji. Nagle znalazłam się na placu apelowym. Naga. Miałam siedemnaście lat. W żydowskich domach wszystko było zapięte na ostatni guzik. Mężczyźni rzadko mieli okazję oglądać własne żony bez ubrania albo nawet w bieliźnie. Tam stałam przez kilka godzin wśród dwustu innych osób. Nigdy wcześniej nie widziałam obnażonego mężczyzny. Młodzi, starcy, dzieci… Wszyscy razem w oczekiwaniu na dezynfekcję, niektórzy na śmierć. Zabrano nam wszystko – ubrania, bieliznę; pamiętam kobiety, którym krew ściekała po udach. Nawet tym, które miały miesiączkę, nie pozwolono zachować majtek. To była zresztą później najbardziej upragniona część garderoby.